Siedzi w rosyjskiej stołówce Chińczyk, niestety nic po rosyjsku powiedzieć nie umie, a tak się nieoczekiwanie składa, że jest bardzo głodny. Wpadł zatem na taki oto pomysł: podsłucha, co zamawiają inni, a potem sam zamówi to samo.
Przychodzi młody chłopak, grzebie w kieszeni, wyjmuje w końcu drobne i mówi: „Czaj poproszę”. Chińczyk pobiega zaraz uradowany i zamawia: „Taj”. – Wypił kubek , ale jakoś się nie najadł.. Siedzi i czeka. Podchodzi do okienka dziewczyna. Chińczyk pomyślał: „Ha! Teraz sobie pojem!”. Dziewczyna: „Czaj, proszę”. Chińczyk automatycznie powtórzył: „Taj”. Znów się nie najadł.. Siedzi więc dalej zrezygnowany - coś by zjadł jakby nie było, a nie tylko wypił.
Do stołówki wchodzi nagle tłusty marynarz i już od progu krzyczy grubym głosem: „Makaron po marynarsku!!!”. Chińczyk próbuje natychmiast powtórzyć: „Nasrason po makaronsku!”
Na to kucharz: „Że, co kurna?!”
Chińczyk: „Eee... Taj!”.
Trzej Polacy wrócili z USA po kilku miesiącach pracy.Przed spotkaniem z żonkami , postanowili pójść do lekarza przebadać się , bo to nie wiadomo jakie choróbsko na obczyźnie złapać można.
Wszedł pierwszy.Nie ma go pół godziny , w końcu wychodzi załamany.
-No i co lekarz powiedział :?: -pytają kolesie.
-AIDS!
Wchodzi drugi , znowu go nie ma z pół godziny.Wychodzi zrozpaczony.
-No i co :?: :?:
-AIDS! :cry:
Wchodzi trzeci.Nie ma go najdłużej.Nagle wybiega uradowany.
-Kiła :!: Kiłeczka :!: :!: Kiłunia :!: :!: :!:
 
Syn kończy 18 lat.Ojciec daje mu w prezencie cygarniczke stwierdzając , że od tej chwili pozwala mu palić.
-Dzieki tato , ale rzuciłem dwa lata temu.
Po ostatnim wypadku Michaela Schuhmachera (Grand-Prix Niemiec Hockenheimring), stajnia Ferrari zwolniła całą załogę boksu. Decyzję podjęto po przejrzeniu dokumentacji dotyczącej grupy młodych, bezrobotnych Polaków z Berlina, którzy byli w stanie w ciągu czterech sekund odkręcić wszystkie koła od samochodu, nie dysponując przy tym żadnymi potrzebnymi narzędziami. Team Ferrari uznał to za mistrzowskie osiągnięcie, jako że w dzisiejszych czasach o zwycięstwie lub przegranej w wyścigach Formuły 1 nierzadko decyduje czas pobytu w boksie i zaproponował im pracę.
Projekt jednak zakończono równie szybko, jak go rozpoczęto: młodzi mechanicy co prawda zmienili wszystkie koła w ciągu czterech sekund, ale równocześnie kompletnie przelakierowali bolid, przebili numery silnika i sprzedali... teamowi McLarena...
Świdnik, miasto rodzinne Zyty Gilowskiej. Zwykłe blokowisko, jakich wiele w Polsce. Przed garażem z blachy falistej stoi syrenka. Gościu (na oko jakieś 53 lata, gruby, fryzura a la wczesny Breżniew, okulary i pekaesy) cosik przy niej dłubie. Podjeżdża koleś (40-tka, szczupły, niski, fular zamiast krawata, przeszczepione włosy) w srebrnym mercedesie s-klasie.
- Co robisz, sąsiad? – pyta ‘merol’.
- Alarm zakładam.
- Do syrenki?! Kradną?!
- Kradną to merole. Do mojej chodzą srać.
Wujek Macieja był kiedyś na polowaniu w Afryce.
Zabił tam pięć słoni, z czego dwa były żółte, a pozostałe trzy szare.
Oto fragment jego opowiadania o sposobach polowania na słonie:
-... tak więc, jak ci zapewne Macieju wiadomo,
szarego słonia łatwo złapać w pułapkę, a potem zabić.
Jednak z żółtymi jest większy problem.
Żółte słonie charakteryzują się tym, że lubią cytryny.
Kupujemy więc kilka kulek, malujemy na żółto
i wieszamy na drzewie rodzącym cytryny.
Słoń przychodzi i myśli, że kulki to cytryny.
W ten sposób robimy słonia na szaro. A szarego już łatwo złapać...
Profesor do studenta na egzaminie:
- Proszę pana, czy pan w ogóle chce skończyć studia?
- Tak panie profesorze.
- No to właśnie pan skończył.
zabawy administratorów.

1)
Kiedyś pracowałem z babeczką, której podmieniłem wygaszacz na czarny ekran.
Nie było widać nic - po prostu czarny monitor. Ona oczywiście nie wiedziała,
że to wygaszacz i przyszła kiedyś do mnie z prośbą, żebym włączył jej
komputer. Podszedłem do sprawy fachowo. Zamyśliłem się, chrząknąłem, znowu
zamyśliłem, a potem poinformowałem ją, że jeden z kabli w komputerze jest
luźny. I trzeba mocno huknąć dłonią w biurko, żeby zaczął stykać. I dla
przykładu uderzyłem mocno w biurko, co okazało się nad wyraz skuteczne.
Oczywiście chodziło o to, żeby poruszyć myszkę i wyłączyć wygaszacz. Tak mi
się ta zabawa spodobała, że byłem ciekaw kiedy kobitka się zorientuje... Po
dwóch miesiącach, kiedy widziałem jak szkoli nową osobę, i uczy ją umiejętnie
uderzać w biurko "...bo kabelek jest luźny" nie wytrzymałem. Podszedłem i
wyjawiłem całą prawdę... Wiem, mięczak ze mnie...


2)
Kiedyś stworzyłem efekt graficzny, który wyglądał jak przesuwające się światło
w kserokopiarce. Oczywiście nie mogłem się oprzeć i wbudowałem go w program w
biurze. Pracownikom zaś powiedziałem, że mamy teraz zawansowany program i
oprócz logowania muszą jeszcze przykładać rękę do ekranu - wtedy ekran skanuje
ich odciski palców. Przez prawie miesiąc miałem ubaw, patrząc jak pięcioro
głąbów przed każdym załogowaniem przykłada rękę do ekranu i czeka aż ekran
zeskanuje ich odciski. Oczywiście bawiłbym się dłużej, gdyby nie szef, który
wszedł do biura z rozdziawioną szczęką, wziął mnie na bok i kazał mi to
natychmiast odinstalować...


3)
Siedzę sobie w kanciapie z kumplem i nagle wpada zaaferowana kobieta.
Wymach***e dyskietką w ręku i mówi, że stacja jej padła. Pouczyłem ją, że
trzeba było zadzwonić (akurat bym się ruszył), ale w końcu mnie namówiła i
razem z kumplem poszliśmy obadać sprawę. Dochodzimy do jej biurka, ja patrzę,
a ona wkłada dyskietkę do góry nogami i krzyczy, że "Stacja nie działa, a ona
MUSI zgrać co trzeba!". Patrzę na kumpla, on na mnie, widzę że kumpel już ma
powiedzieć Pani w czym rzecz, więc gestem ręki go uciszam i mówię:
- Bo widzi Pani. Ktoś sfuszerował sprawę! Ma Pani komputer postawiony do góry
nogami... - po czym przekręciłem jednostkę i wyszedłem z pokoju z kumplem,
żeby się wyśmiać.


4)
Zadzwoniła do nas kobitka i stwierdziła, że jakiś idiota odłączył jej LAN. W
życiu babki nie widziałem, ani jej komputera, ale idę do niej. Akurat nie było
jej w boksie, ale już widzę, co jest grane. Panienka przesunęła sobie komputer
z prawej strony boksu na lewą. A że kabel z sieci był za krótki, to go
odłączyła. Przesunąłem komputer z powrotem na prawą stronę, wpiąłem dyndającą
wtyczkę i napisałem kartkę: "DZIAŁA TYLKO PO TEJ STRONIE BOKSU!"


5)
Szef firmy pojawił się w biurze w laptopem. Miał ważną pracę do zrobienia więc
rozłożył się w swoim gabinecie ze sprzętem. Nagle słyszę jak mnie wzywa do
siebie. Szef: Mam z tym problem. Jak się włącza Windows, to po kilku sekundach
wszystko gaśnie... Ja: Czy bateria jest naładowana? Szef: (tonem nie znoszącym
sprzeciwu) Oczywiście, że jest! Ja idę, a Ty to napraw. Po czym szef wyszedł z
gabinetu. No więc zasiadłem do sprzętu, włączam i faktycznie, Winda się ładuje
i wszystko znika. Miałem naprawdę ciężki dzień, ale nic, próbuję dalej. Wciąż
z tym samym rezultatem... Już miałem zapłakać, gdy zauważyłem, że kabel
zasilający jest odłączony. Podłączyłem do sieci i laptop śmigał jak nowiutki,
a więc bateria nie była naładowana, ha!. Zadzwoniłem, powiedziałem, że to
potrwa jeszcze z 3 godziny i zabrałem się za układanie pasjansa (przecież, to
był ciężki dzień), aż w końcu zjawił się szef. Zaskoczony, że tak szybko się
uporałem spytał jak to zrobiłem. Uśmiechnąłem się i powiedziałem: - Musiałem
shakować Pana rejestr, ponieważ wirus spowodował konflikt między portem myszy,
a UART w CONFIG.SYS. To był ciężki kawałek roboty, ale udało mi się
skonwertować Pański kernel z binarnego na hexagonalny i wejść przez furtkę w
IRQ do BIOSU... A on to kupił... :-)

(: poprzednia | 190 | 191 | 192 | 193 | 194 | 195 | 196 | ... | 230 | następna :)