Rok 2007, premier Tusk po odczytaniu swego bardzo długiego expose krzyczy do swoich współpracowników:
- Co wyście mi napisali, to miało być krótkie i zwięzłe!
- Panie premierze, ale pan przeczytał oryginał i 2 kopie...
Mój znajomy pracuje w salonie Plusa i pewnego dnia przychodzi
młoda, ładna pani i mówi do niego:
- Potrzebuje pomocy: mój mąż wyjechał, okres mi się skończył i
nie ma mi kto załadować.
No i po chwili wyciągnęła swój telefon, a personel w śmiech.
 
Kontrola Legalności Pracy wypytuje w Holandii Polaka: - Mówi pan po holendersku? - Tak, troche. - A ma pan pozwolenie na prace? - Oczywiście mam. - A pana kolega tam w pomidorach też ma? - Naturalnie tez ma. - Mogłby pan go zawoła? - Oczywiście. JOZEEEEK! SPIER***AJ!
Pewien swiezo upieczony magister dostal prace w supermarkecie. Pierwszego dnia podchodzi do niego szef i mowi:
- Dobra, to masz tu pan miotle i niech pan na poczatek troche pozamiata...
- Ale jak to, przeciez ja skonczylem uniwersytet!!!
- Aha, to przepraszam... No dobrze... A wiec widzi pan - to jest miotla. A w ten sposob sie zamiata...
Przy barze siedzi facet i wpatruje się tępo w szklankę z drinkiem. Widać, ze jest w totalnej depresji. Nagle podchodzi do niego lokalny zabijaka, chłop wielki na dwa metry, chwyta szklankę i wypija jego drinka jednym haustem. Wtedy facet zaczyna płakać. Zabijaka, w gruncie rzeczy - człek o dobrym sercu, zawstydził się i próbuje go pocieszyć:
- No co ty, stary, ja tylko żartowałem. Przestań płakać, zaraz postawie ci drinka, albo dwa...
- Nie, nie o to chodzi. Wiesz, dzisiaj mam najgorszy dzień w życiu. Spóźniłem się do biura i szef wyrzucił mnie z pracy. Kiedy wyszedłem na parking, okazało się, ze ktoś ukradł mi samochód. Do domu pojechałem wiec taksówka, w której zostawiłem portfel z dokumentami i kartami kredytowymi. Wchodzę do domu, a tam - żona w łóżku z ogrodnikiem. Postanowiłem wiec pójść do knajpy i po drugim piwie doszedłem do wniosku, ze życie nie ma sensu. Wtedy przyszedłeś ty i wypiłeś moja truciznę...
Pewne amerykańskie małżeństwo, w którym mężczyzna nie mógł niestety
mieć dzieci, postanowiło skorzystać z usług tzw. zastępczego ojca.
Po dokonaniu wszelkich niezbędnych ustaleń i formalności małżonek
wyszedł na golfa, zostawiając żonę w oczekiwaniu na przybycie
"specjalisty". Przypadek sprawił, że w tym samym dniu w miasteczku
zjawił się objazdowy fotograf, specjalizujący się w zdjęciach dzieci.

Zadzwonił do drzwi w nadziei na zarobek.
- Dzień dobry, madame, ja jestem...
- Ależ wiem, oczekiwałam pana - odpowiada kobieta i prowadzi go do środka.
- Ooo, doprawdy? - zdziwił się fotograf. - Ja, widzi pani, specjalizuję
się w dzieciach...
- Wspaniale, właśnie o to chodziło mężowi i mnie. - mówi kobieta i po
chwili pyta spłoniona z emocji: - To gdzie zaczniemy?
- No cóż - odpowiada fotograf - myślę, że może pani zdać się zupełnie
na mnie. Mam duże doświadczenie. Z reguły zaczynam w kąpieli, tak ze
dwie trzy pozy, później zwykle ze dwie pozycje na kanapie, w fotelu i
z pewnością parę na łóżku. Nieraz doskonałe efekty osiąga się na
dywanie w salonie...
"Dywan w salonie..." - myśli kobieta. - "Nic dziwnego, że mnie i
Harry"emu nic nie wychodziło..."
- Droga pani, nie mogę gwarantować, że każde będzie udane. - kontynuuje
fotograf - Ale jeżeli wypróbuje się kilkanaście pozycji, jeżeli
strzelę z sześciu, siedmiu różnych kątów, wówczas jestem pewien, że
będzie pani zadowolona z rezultatu...
Kobieta z wrażenia zaczęła wachlować się gazetą, a facet nawija dalej:
Musi się pani również liczyć z tym, że w tym zawodzie, podczas roboty,
człowiek cały czas jest w ruchu. Kręcę się tu i tam, wchodzę i wychodzę
nieraz kilkanaście razy w ciągu minuty, ale proszę mi wierzyć, że
rezultaty mojej pracy rzadko zawodzą oczekiwania...
Kobieta usiadła przy otwartym oknie, spocona z wrażenia...
- Ha! A żeby pani widziała, jak wspaniale wyszły mi pewne bliźniaki!
Zwłaszcza biorąc pod uwagę trudności, jakie ich matka robiła mi przy
współpracy...
Taka była trudna? - spytała mdlejącym głosem kobieta.
- Straszliwie... Żeby uczciwie zrobić robotę, musieliśmy pójść do parku.
Ale był cyrk! Ludzie tłoczyli się dookoła ze wszystkich stron, żeby
zobaczyć mnie w akcji... TRZY GODZINY! Proszę sobie tylko wyobrazić:
TRZY GODZINY ciężkiej fizycznej pracy! Matka cały czas się darła tak
głośno, że z trudem mogłem się skoncentrować. W końcu musiałem się
spieszyć, bo zaczynało się robić ciemno. Ale naprawdę się wkurzyłem,
kiedy wiewiórki zaczęły mi obgryzać sprzęt...
- Sprzęt... - głos kobiety był ledwo słyszalny. - Chce pan powiedzieć
wiewiórki naprawdę obgryzły panu... khem.. sprzęt..?
- Hehehe, a skądże, połamałyby sobie zęby. No cóż, jestem gotów,
rozstawię tylko statyw i możemy się zabierać do roboty.
- STATYW ?!?!?!?
- No a jakże, musze na czymś oprzeć tę armatę. Za ciężka jest.... Proszę
pani! Proszę pani! Jasna cholera, ZEMDLAŁA!!!
Kowalski jak zwykle przyszedł spóźniony do pracy i zbiera standardowy ochrzan od szefa:
- Był pan w wojsku, Kowalski?
- Byłem.
- I co tam panu mówił sierżant jak się pan spóźniał?!
- Nic szczególnego... "Dzień dobry, panie majorze"...
Wielki, ogromny, wielopiętrowy supermarket, w którym kupicie wszystko.
Szef przyjmuje do pracy nowego sprzedawcę, dając mu jeden dzień okresu próbnego żeby go przetestować. Po zamknięciu wzywa szef nowego sprzedawcę do biura:
- No to ile dziś zrobił pan transakcji? • pyta sprzedawcę.
- Jedną, szefie.
- Co? Jedną?! Nasi sprzedawcy mają średnio od sześćdziesięciu do siedemdziesięciu transakcji w ciągu dnia!
Co pan robił przez cały dzień? A właściwie to ile pan utargował?
- Trzysta osiemdziesiąt tysięcy dolarów.
Szefa zatkało.
- Trzy... sta osiem... dziesiąt tysięcy? Na Boga, co pan sprzedał?!
- No, na początku sprzedałem mały haczyk na ryby...
- Haczyk na ryby? Za trzysta osiemdziesiąt tysięcy?
- Potem przekonałem klienta żeby wziął jeszcze średni i duży haczyk. Następnie przekonałem go, że powinien wziąć jeszcze żyłkę. Sprzedałem mu trzy rodzaje: cienką, średnią i grubą. Wdaliśmy się w rozmowę. Spytałem gdzie będzie łowić. Powiedział, że na Missouri, dwadzieścia mil na północ. W związku z tym sprzedałem mu jeszcze porządną wiatrówkę, nieprzemakalne spodnie i rybackie gumowce, ponieważ tam mocno wieje. Przekonałem go, że na brzegu ryby nie biorą, no i tak poszliśmy wybrać łódź motorową. Spytałem go jakie ma auto i wydusiłem z niego, że dość małe aby odwieźć łódź, w związku z czym sprzedałem mu przyczepę.
- I wszystko to sprzedał pan człowiekowi, który przyszedł sobie kupić jeden, jedyny haczyk na ryby?!
- Nie. On przyszedł z zamiarem kupienia podpasek dla swojej żony. Zaproponowałem mu, że skoro w weekend nici z seksu to może pojechałby przynajmniej na ryby...

(: poprzednia | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | ... | 55 | następna :)