Kobitka załamana codziennym pijaństwem swojego mężusia poprosiła koleżanki o radę pozwalającą uwolnić lubego od tego jakże wstrętnego nałogu i od towarzystwa kilku zaplutych moczymord, których ten nazywa swoimi kumplami.
- Jak znowu przyjdzie nawalony do nieprzytomności, to wsadź mu w d... rozwiniętą prezerwatywę.
- I co?
- I nic. Zobaczysz, że to zadziała - poradziły koleżanki
Mężuś i tym razem doczłapał pod drzwi domciu w towarzystwie uczynnych kumpli. I znowu był nawalony jak szpak. Zwalił swe obświnione wymiocinami cielsko na łóżko i usnął snem sprawiedliwego. A małżonka? Korzystając ze stanu swojego wybrańca, uczyniła skwapliwie, co jej koleżanki doradziły.
Nastał poranek. Mężuś, drapiąc się po brudnym podkoszulku, jak co dzień, udał się chwiejnym krokiem do toalety. Tym razem wyszedł z niej po wyjątkowo długim pobycie i jakiś taki jakby odmieniony. Odświeżony, ogolony, w czystej bieliźnie. I jakiś taki nieswój. Unikając wzroku małżonki zasiadł do przygotowanego przez nią śniadanka.
- Udała się wczorajsza imprezka? - zaszydziła żonka
- Udała się - odparł spuszczając oczy
- Znowu troszkę popiłeś, co?
- Troszkę
- Widziałam, że kumple odprowadzili Cię pod same drzwi.
- Nie wspominaj mi o nich! Nie mam już kumpli!