Pewien misjonarz był z misją humanitarną w Afryce. 
 Któregoś dnia idąc w dżungli zauważył leżącego słonia. 
 Podszedł i zobaczył, że słoń ma w nogę wbity gwóźdź. 
 Zrobiło mu się żal i wyjął mu ten gwóźdź. 
 Słoń wstał i popatrzył na swojego ratownika z umiłowaniem, jakby chciał powiedzieć "dziękuję". 
 Odchodząc odwrócił się jeszcze raz, jakby chciał powiedzieć "do widzenia" i zniknął wśród drzew. 
 "Ciekawe czy go jeszcze kiedykolwiek zobaczę! - pomyślał ratownik. 
 Kilka lat później facet wybrał się do cyrku. 
 Występowały tam różne zwierzęta, także słonie, ale jego uwagę zwrócił jeden słoń, 
 który patrzył na niego w ten sam sposób jak ten z dżungli. 
 "Czyżby to ten słoń?" - pomyślał "jest do tamtego taki podobny!". 
 Po występie podszedł do słonia, pogłaskał go w uszy, 
 ale wtedy słoń złapał go trąbą i pie**olnął nim kilka razy o podłogę zmieniając jego ciało w krwawy pasztet. 
 Okazało się że to nie był ten słoń.