Czasy przedwojenne. W pewnej średniozamożnej gminie żydowskiej na kresach żydzi zebrali pieniądze i pojechali na targ kupić krowę. Mają niecałe 1000 zł i spodobały im się dwie kandydatki - Krowa z Lublina kosztuje 950zł a Krowa z Mińska 600zł. Po długich debatach decydują się kupić krowę z Mińska a resztę odłożyć na zasiewy. Po kilku tygodniach wszyscy są zadowoleni z krowy z Mińska- daje dużo mleka, nie choruje, radzi by byli ją rozmnożyć i sprzedać jakieś cielaki, cóż gdy krowa jest ta krnąbrna, że nie daje się podejść żadnemu byczkowi, kluczy, wierzga i ucieka, członkowie gminy są zrozpaczeni i decydują się iść ze sprawą do rabina, - Czcigodny Rebe - cóż nam czynić, mamy dobrą krowę ale cielaków mieć nie będziemy, bo ona do żadnego byka dopuścić nie pozwala. - Hmm a powiedzcie jeszcze jak to wygląda. - Ot prosto Rebe - byczek zachodzi z tyłu- krowa do przodu, byczek z przodu - krowa do tyłu, on z lewej-ona do prawej, on z prawej-ona do lewej, i tak, nic z tego nie wychodzi. - Hmm- zamyślił się rabin- a czy przypadkiem to nie jest krowa z Mińska? Tu się wszyscy zadziwili nad mądrością starego rabina - W rzeczy samej! Z Mińska! Ale... jak Czcigodny Rebe na to wpadł? - Aaa... wiecie..... moja żona jest z Mińska....