Wypadki na budowie niestety siê zdarzaja. Moje Czerwone Brygady (choc z
reguly robily wszystko, zeby nie ulec wypadkowi, czyli po prostu migaly sie
od roboty) czasami równiez sie gdzies tam obily, podrapaly czy wlazly na
jakis gwózdz. W takich przypadkach zglaszalo sie wypadek, po czym na budowe
przyjezdzal funkcjonariusz BHP, który spisywal protokól powypadkowy. IQ
tego goscia bylo chyba niewiele wyzsze niz temperatura ciala, totez
Czerwone Brygady nazywaly go krótko a dosadnie: "Behapi***a" (pardon my
French).
Kiedys przy robotach zbrojarskich chlopki przeciagaly prety zbrojeniowe
z wiazki pod nozyce, jakies 20 metrów po równej drodze. Jeden sie potknal i
rozbil sobie ryja. Nic wielkiego, obmyl sie, zdezynfekowalem mu
przygryziona warge woda utleniona i nazad do roboty, ale wypadek trzeba bylo
zglosic.
Wzmiankowany funkcjonariusz behape pojawil sie po dwóch dniach, jak
zwykle oszolomiony poczuciem misji. Wezwal poszkodowanego i swiadków,
przesluchal, a jakze, i popelnil protokól. Oryginal zabral, a kopie dostalem
do akt budowy.
Przeczytalem go i walnalem takiego rotfla, ze o malo nie musialem znów
zglaszac wypadku...

W protokole stalo jak wól: PRACOWNIK DOZNAL URAZU WARGI WSKUTEK CIAGNIECIA DRUTA...