Przychodzi kobieta do nieba, staje przed obliczem Sw. Piotra i mowi, ze szuka Swojego meza, ktory odszedl 4 lata temu. Sw. Piotr pyta
- a jak mial sie nazywal?
- no Marian, Marian Kowalski
- sw. Piotr przeszukuje baze, ale mowi, ze nie moze go znalezc wiec pyta
- a pobozny byl? Do kosciola chodzil?
- no byl, byl - kazdej niedzieli chodzilismy razem do kosciola
- ok, w takim razie poszukam pod "poboznymi".
Szuka, szuka, ale dalej nie moze znalezc wiec mowi
- Pani, ten maz to napewno osszedl, bo nigdzie nie moge go znalezc
- no sw. Piotrze, mysmy 50 lat w malzenstwie spedzili razem - przeciez wiem, ze odszedl
- na to sw. Piotr, 50 lat razem?! Trzeba bylo tak mowic od razu - bedzie pod meczennikami.